2014.11.08 – KOPENHAGA, MALMÖ

Tym razem wziąłem kierunek na Danię i jej stolicę. Przejazd przez Polskę, a za granicą już prosta droga – w sumie prawie 14 godzin jazdy, ale chyba to lubię 🙂

Ciekawy widok jest z tego mostu [o tutaj]. Storebæltsbroen – to właśnie ten most w Danii, położony nad Wielkim Bełtem, gdzie wschodnia część jest najdłuższym mostem wiszącym w Europie i trzecim co do długości mostem wiszącym na świecie (ma 17km).

Po zameldowaniu spacer „na czuja” i po znakach + to co na szybko wyczytałem przy kawie na stacjach (tak – spontaniczny wyjazd z nudów wymaga improwizacji odnośnie zwiedzania) 🙂 Tak czy inaczej najpierw trafiam do zamku Rosenborg – dawnej rezydencji podmiejskiej królów Danii, a obecnie jest to muzeum poświęcone duńskim monarchom z dynastii Oldenburgów i jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków stolicy Danii. [o tutaj]

Następnie trafiam na Amalienborg, czyli oficjalną rezydencję duńskich monarchów i duńskiej rodziny królewskiej w Kopenhadze od 1794. Określana jest również jako zimowy pałac królewski, ponieważ zwykle jest wykorzystywany przez duńskich monarchów w miesiącach zimowych. Przed każdym z czterech pałaców stoją na straży gwardziści królewscy w czarno-niebieskich historycznych mundurach i charakterystycznych czapkach z futra niedźwiedziego. Uroczysta zmiana warty ma miejsce codziennie w południe, a w niedzielę podczas obecności królowej w pałacu, południowa zmiana warty ma szczególnie uroczystą oprawę z udziałem wojskowej orkiestry i gwardii ubranej w czerwono-niebieskie galowe mundury.

Niedaleko cytadeli Kastellet znajduje się fontanna Gefion uruchomiona w 1908 roku i przedstawiajaca kobietę za pługiem zaprzężonym w cztery byki. Według mitologii Gefion to bogini rolnictwa, a rzeźba odnosi się do tego, że miała ona czterech synów spłodzonych przez olbrzyma. Gdy pewnego razu poprosiła króla o kawałek ziemi, obiecał dać jej tyle, ile zdąży zaorać w ciągu jednego dnia. Gefion zamieniła synów w woły i zaorała wielki szmat ziemi, który następnie został odcięty od ziemi – tak powstała wyspa Zelandia.

Następnie przeszedłem wzdłuż portu w Kopenhadze, gdzie znajduje się posąg Małej Syrenki, przedstawiający postać z baśni Mała Syrenka autorstwa Hansa Christiana Andersena (będącą pół kobietą, pół rybą).

A dalej poszedłem do Nyhavn – brzeg kanału z kolorowymi domkami, mnóstem knajpek – ot taki deptak.

Oczywiście dalej mijam ratusz, wieżę Rundetårn i kilkanaście innych atrakcji.

A następnie docieram do Ogrodów Tivoli, które jak na złość są zamknięte przez kilka dni, w związku z przygotowywaniem go do już świątecznego wystroju. Jak pech to pech.

Następnego dnia zdecydowałem się przejechać do Malmö pociągiem. Taniej i szybciej. Na każdym kroku w Kopenhadze widać, że większość ludzi tutaj przemieszcza się na rowerach, ale przy dworcu widzę, że istnieją piętrowe „parkingi” dla rowerów 🙂

Teraz zakup biletu, znalezienie odpowiedniego peronu i pociągu o dziwo przebiega bez problemu. Kasy PKP gdzie zwykle przeważa „Do you speak english? Yes, I don’t.” mogły by się czegoś nauczyć 🙂

Jeszcze chwila i już pędzę pociągiem po najdłuższym na świecie mostem łączącym dwa państwa – Most nad Sundem.

Kilka chwil później już jestem w Szwecji.

Pierwszy rzut oka i już widać różnicę, między Danią, a Szwecją. Na niekorzyść Szwecji. Budki z elektroniczną informacją porozbijane, leżący bezdomni, ludzie przemykający bokiem, nawet reklamy na chodniku poprzypinane są grubymi łańcuchami, a w oknach widoczne są kraty… Zupełne przeciwieństwo Kopenhagi.

Ale zgodnie z powiedzeniem „No risk, no fun!” idę pozwiedzać, ale tak żeby zdążyć jeszcze na pociąg powrotny. Najpierw zmierzam do zamku Malmöhus – jest ok, ale żeby się coś nad nim więcej rozpisywać, to chyba nie dam rady.

W pobliskim parku napotykam na rzeźbę Chłopca z gęsiami.

Nieco dalej idę na plażę, skąd widać słynny wieżowiec Turning Torso.

Jeszcze trochę pospacerowałem, ale jakoś nie przemówiło do mnie to miasto. Może za słabo się przygotowałem, ale chyba już tu nie wrócę… Wracam za to do Kopenhagi, gdzie zostawiłem auto i po piwie pod parasolkami wśród ludzi idę do hotelu. Następnego dnia ruszam w drogę powrotną do domu, a przy okazji w Niemczech udaje mi się złapać zaplanowaną wcześniej liczbę km na liczniku auta. Mała rzecz, a cieszy 🙂

Możesz również polubić…

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x