2016.01.15 – ISLANDIA
Tak – w końcu mi się udało dotrzeć na Islandię. Wprawdzie tylko na weekend, ale zawsze mogę sprawdzić czy zechcę tu wrócić. No i trafiłem na zimę – tanie bilety itp. Z jednej strony to plus, bo nie będzie dużo ludzi i jest taniej, a z minusów? Do chłodu pewnie się można przyzwyczaić cieplej się ubierając, ale niestety ciężko pozwiedzać, kiedy słońce wstaje o 11:00, a zachodzi o 16:00 🙂 Trzeba więc było spożytkować czas na maxa.
Samolot odlatywał z Gdańska, więc jeszcze czekała mnie podróż samochodem nad morze. Trochę czasu na lotnisku, a później drzemka w samolocie. Obudziłem się na sam zachód słońca nad Islandią.
Po przylocie szybkie odebranie kluczy do pokoju w Keflaviku, a z rana wynajem pojazdu i już można ruszać na zwiedzanie. Wyruszyłem o świcie jeszcze przed wschodem słońca, czyli była jakaś 10:30 i słońce powoli zaczynało wyglądać zza horyzontu.
Niestety zwiedzanie w zimie jest nieco utrudnione. Spora część dróg jest pod śniegiem, a krawędzie wyznaczają jedynie słupki, więc słabo objeżdżać po ciemku Islandię.
Szczególnie jeśli pojazd, który się wynajęło słabo radzi sobie w terenie wymagającym 4×4.
Na pierwszy ogień poszedł wulkan Eyjafjallajökull – ten, który w 2010 spowodował zamknięcie przestrzeni powietrznej w Europie na kilka dni 🙂 Niestety – bez 4×4 nie dało rady podjechać do niego bliżej.
Dalej przejeżdżam obok wodospadu Seljalandsfoss [o tutaj]
Następnie przejazd do Golden Circle – to atrakcje w pobliżu Reykjaviku, na które składają się trzy piękne miejsca w południowo-zachodniej Islandii: Park Narodowy Þingvellir, obszar geotermalny Geysir i wodospad Gullfoss.
Na wstępie trafiam do parku Þingvellir, który jest jednym z pięciu parków narodowych utworzonych w Islandii. Jest jedynym miejscem na wyspie, które widnieje na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Park znajduje się bezpośrednio pomiędzy płytami tektonicznymi Ameryki Północnej i Eurazji, które się tu rozchodzą, a ich linia biegnie przez Islandię. Pęknięcie przechodzące przez Atlantyk można tu zobaczyć powyżej poziomu morza. Þingvellir to jedyne miejsce na świecie, w którym pęknięcie widać tak dokładnie. Niestety w zimie cała roślinność parku znajduje się pod śniegiem.
Dalej do zobaczenia zostaje obszar geotermalny Geysir, leżący w dolinie Haukadalur. Podczas gdy Geysir (czyli ten oryginalny gejzer, od którego wzięła się nazwa tych tworów) w zasadzie jest uśpiony, gejzer Strokkur, znajdujący się tuż obok niego, wybucha mniej więcej co dziesięć minut, wyrzucając wodę na wysokość od 20 do 40 metrów.
I ostatnią atrakcją dzisiejszego dnia, żeby zdążyć do stolicy Islandii jest wodospad Gullfoss. Znajduje się on niecałe dziesięć minut drogi od Geysir. Usytuowany w okrytej cieniem, prastarej dolinie, potężny wodospad opada dwoma strumieniami, z całkowitej wysokości 32 metrów. Wiatr przy wodospadzie wieje naprawdę mocny, czuć jak przedziera się przez włókna materiału i niby wiatroszczelną kurtkę. Podejść bliżej kaskad nie mogę, bo ścieżka prowadząca w pobliże wody jest zamknięta ze względu na oblodzenie. W sumie dobrze, bo pewnie nikt nie chciałby znaleźć się w jego nurcie wzburzonej rzeki Hvity, gdyby się pośliznął.
Następnie trzeba wrócić na nocleg do Reykjaviku i następnego dnia z rana można zacząć zwiedzać stolicę Islandii.
I następnego dnia z rana niestety powrót na samolot do Keflaviku. Krótko – następnym razem muszę tu przyjechać w lecie 🙂