2018.11.10 – LITWA

Podczas tego weekendu wybraliśmy się z Moniką na Litwę.

Za nasz pierwszy przystanek obraliśmy Kłajpedę – zamieszkaną w dawnych czasach przez plemię Kurów. Według legendy nazwa miasta pochodzi od słów oznaczających ludzkie ślady na grząskim podłożu. Nazwę osadzie miał nadać jej założyciel, który na okolicznych bagnach stracił brata (pozostały po nim tylko ślady na piasku).

Samochód zaparkowaliśmy na parkingu przy markecie Akropolis – dość blisko centrum, dobry punkt orientacyjny, no i darmowy (bo w centrum można zapłacić i 16 euro za kilka godzin) [o tutaj].

Jak widać, nie tylko w polskich sklepach  początek listopada oznacza przygotowania do świąt:

Najpierw zmierzamy w kierunku Starego Miasta na Plac Teatralny (Teatro aikštė) z pomnikiem Anusi z Tharau, bohaterki wiersza miłosnego poety Szymona Dacha.

Dalej idziemy w stronę złotej myszki, której potarcie noska sprawia, że życzenia się spełniają. Sądząc po dość mocno już startym nosku, myszka musi być zapracowana.

Następnie kierujemy się w stronę Czarnego Ducha przedstawiającego legendarną postać, która w 1595 roku miała ukazać się przerażonemu strażnikowi portu i ostrzec go, że miastu kończą się zapasy.

I jeszcze kilka rzeźb, na które natknęliśmy się zwiedzając Kłajpedę.

Po zwiedzeniu portu mamy jeszcze czas, by przejść do  Parku Rzeźb (Klaipėdos skulptūrų parkas). Dawniej znajdował się tu stary cmentarz miejski, ale władze sowieckie nakazały przekształcić teren w park. Obecnie znajduje się tu ponad 110 rzeźb litewskich twórców.

W dalszej kolejności ruszamy w stronę noclegu w Połądze – takim litewskim „letnim Zakopanym”.  Jako, że jesteśmy tu w listopadzie jest raczej pusto.

Mają swoje molo, nieco podobne do tego w Sopocie. [o tutaj]

Jest również deptak przypominający Krupówki – knajpy i stragany po obu jego stronach.

Na końcu mola jest gipsowa ścianka, na której można się podpisać:

Przy okazji trafiamy też na czyjeś urodziny, bo załapaliśmy się na pokaz fajerwerków.

Natomiast już następnego ranka, widać jak całość wygląda za dnia.

Po śniadaniu jedziemy zobaczyć Górę Krzyży. [o tutaj]

W miejscu tym postawiono w 1430 r. kapliczkę upamiętniającą przyjęcie przez Żmudzinów chrztu. Nad kapliczką górował wielki krzyż. Po upadku powstania listopadowego w 1831 r. zaczęto tam masowo przynosić i stawiać kolejne krzyże i od tego czasu przybywa ich stale. Stawiane są, bądź podwieszane na już stojących, różnej wielkości, od ogromnych kilkumetrowych aż po całkiem miniaturowe, w intencji nadziei, przyszłości, jako symbole zadumy, wiary bądź jako wota dziękczynne.

W okresie władzy sowieckiej 1941–1990 wielokrotnie próbowano zmusić mieszkańców do zaprzestania pielgrzymowania w to miejsce, a w 1961 r. podjęto próbę całkowitej jego likwidacji przy pomocy pił, siekier i buldożerów. Mimo to krzyże wciąż stawiano. Liczba krzyży nie jest dokładnie oszacowana. Ocenia się, że samych krzyży stojących jest ok. 50 tysięcy, natomiast licząc z położonymi i podwieszonymi ich liczba może wynosić ponad 150 tys. Papież Jan Paweł II podczas swojej pielgrzymki na Litwę w 1993 r. celebrował na Górze Krzyży mszę świętą.

Widzimy także, że przyjeżdżają tu co roku również parafie z Polski:

2018, 2019, 2020… Oh wait… w sumie jeszcze nie było roku 2020 🙂

I dalej już ruszamy w stronę Wilna by wieczorem wyjść na miasto.

Chcieliśmy też ponownie wejść na Basztę Giedymina, ale niestety jest w remoncie (a przynajmniej dojście do niej) i wejścia są zastawione siatką.

Na szczęście mogliśmy wejść na Górę Trzykrzyską, a z racji tego, że w Polsce mamy dziś 11 listopada, czyli Dzień Niepodległości, a zarazem setną rocznicę jej odzyskania, to krzyże zostały podświetlone na biało-czerwony kolor. [o tutaj]

I jeszcze rzut oka na panoramę Wilna z góry.

 

Możesz również polubić…

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze
0
Chętnie poznam Twoje przemyślenia, skomentuj.x