2012.08.15 – RUMUNIA
Na ten dłuższy weekend wymyśliliśmy z Marcinem wyjazd do Rumunii – szybkie 3 dni w obie strony, niestety z pominięciem Bukaresztu. Na samą stolicę przydałyby się ze 2 dni, więc może następnym razem.
Polska, Słowacja, Węgry i granicę z Rumunią przekraczamy [o tutaj]. Pierwszy nasz cel to przejechanie chyba jednej z ciekawszych dróg w Europie. Mowa o Trasie Transfogaraskiej – jest to nazwa drogi krajowej DN7C w Rumunii. Najwyżej po Transalpinie położonej drogi Rumunii – osiąga 2034 m n.p.m. Droga Transfogaraska przecina z północy na południe Góry Fogaraskie – najwyższe pasmo górskie rumuńskich Karpat, między ich dwoma najwyższymi szczytami – Moldoveanu i Negoiu. Łączy miasta Sybin w Siedmiogrodzie (na północy) i Pitești na Wołoszczyźnie (na południu). Siedmiogród i Wołoszczyzna są rozdzielone równoleżnikowo przez Karpaty Południowe. Droga najbardziej spektakularnie prezentuje się od strony północnej. Przy trasie od strony południowej znajdują się liczne atrakcje – między innymi zapora na rzece Ardżesz o wysokości 160 metrów tworząca jezioro Vidraru oraz zamek Poienari należący do Włada Palownika (pierwowzoru Drakuli). Przy drodze działa kilka hoteli i schronisk. Na trasie znajduje się pięć wiaduktów, kilka mniejszych tuneli oraz liczne zakręty. W najwyższym punkcie znajduje się jezioro Bâlea i najdłuższy tunel w Rumunii (884 m) przecinający łańcuch górski.
Ze względu na liczne zakręty na drodze obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h. Tunel w najwyższym punkcie drogi jest zamknięty od października (lub listopada) do kwietnia (lub maja) z powodu śniegu i wiatrów.
Droga Transfogaraska została zbudowana w latach 1970–1974 za czasów Nicolae Ceaușescu. Początkowo miała znaczenie militarne. Podczas jej budowy wykorzystano miliardowe sumy pieniędzy i 6 milionów kilogramów dynamitu. 40 budujących ją żołnierzy straciło życie.
Najpierw jednak jedziemy niemal przez same wsie – widać, że poza miastami żyje się mniej bogato…
Ale udaje nam się dojechać.
Trasa jest świetna, a w końcu decydujemy się jeszcze po drodze wjechać kolejką linową na górę. Generalnie stacja dolna znajduje się [o tutaj], a wjeżdżamy praktycznie pod samo jezioro Bâlea [o tutaj].
I właśnie jeziorko Bâlea.
Sam wjazd kolejką to też przygoda – widać jak podchodzą tam do BHP 🙂 Drzwi wyglądają jak w starych autobusach Ikarus – i przez te uchwyty, człowiek z obsługi przekładał rękę, żeby sie nie otworzyły. Znaczy elektrozamka brak lub nie działa. Dodatkowo rączka hamulca awaryjnego cała wysmarowana towotem, żeby przypadkiem, ktoś go nie chwycił 🙂
Jadąc dalej trafiamy na wspomnianą wcześniej zaporę [o tutaj].
I później zjeżdżając już z trasy transfogaraskiej zatrzymujemy się w Sybinie [o tutaj].
Gdzie w jednej z uliczek dostrzegamy rumuńskie zabezpieczenie antykradzieżowe 🙂
Dalej zmierzamy do kopalni soli w Turdzie – jednej z większych atrakcji Rumunii [o tutaj]. Od wejścia ciągnie się długi (prawie kilometrowy), solny korytarz kierujący do Komnaty Echa, w której zwiedzający mogą przetestować doskonałą akustykę. Dalej znajdują się kolejne sale i mnóstwo wąskich korytarzy prowadzących do głównej komnaty Saliny. Jest ona tak ogromna, że mieści w sobie m. in. amfiteatr, diabelski młyn, pole do minigolfa, tory do kręgli i plac zabaw, a także podziemne słone jezioro, po którym można przepłynąć wypożyczoną łódką. Praktycznie jest to podziemny park rozrywki.
I później kierując się w stronę Polski natrafiamy jeszcze na słabo pilnowane miejsce wydobywania ropy 🙂