2020.08.18 – ŚNIEŻKA [1603m]
ŚNIEŻKA – 1603m
Cały dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy sobie na wejście na Śnieżkę. Niestety dziś pogoda nie była dla nas łaskawa, więc zdjęcia były robione tylko podczas mniejszych opadów. Niemniej jednak trasa czarnego szlaku, z którego w oddali widać już było obserwatorium na Śnieżce, prezentowała się w końcu mniej stromo. Do schroniska w Domu Śląskim już blisko, więc zaraz się zagrzejemy.
Mała przerwa na regenerację, czyli szybka kawa na rozgrzanie i ciepła szarlotka – podobno domowa. Tym bardziej warto się było zatrzymać, bo przed schroniskiem widniał napis, że restauracja na szczycie Śnieżki jest nieczynna, co akurat okazało się prawdą. Dobrze, że jest jeszcze w miarę wcześnie, bo niebawem jak będziemy schodzili, ludzi tu będzie tyle, że ciężko się będzie minąć na sali.
Ze schroniska Dom Śląski na szczyt wchodzimy trochę bardziej stromym, ale szybszym szlakiem czerwono/czarnym. Jak się okazuje, w sezonie podczas dużego ruchu turystycznego zrobili ten odcinek jako jednokierunkowy. Co niestety nie przeszkodziło niektórym osobom, by również nim zejść. Poniżej widok właśnie z podejścia na schronisko.
I po lekko 20 minutach mamy przed sobą ostatnie metry od szczytu. Pogoda znów zaczęła kaprysić i zaczął padać drobny deszcz, ale już blisko 🙂
I w końcu docieramy do szczytu, akurat w momencie jak przychodzą chmury i mocniejszy deszcz.
Oczywiście jeszcze szybka fotka na najwyższym szczycie Karkonoszy…
I można już się trochę schować pod dachem obserwatorium, aby trochę przeczekać chmurę.
Zejść ze Śnieżki postanowiliśmy na spokojnie Drogą Jubileuszową, czyli szlakiem czerwonym, a następnie niebieskim. Pozwoli to zobaczyć nasz czerwony szlak, którym zamierzamy zejść do Karpacza.
No cóż – niestety nie widzieliśmy za wiele, bo pogoda stawała się coraz mniej przyjazna. Wprawdzie żadnych burz nie widać, ale mapa radarowa pokazywała całkiem pokaźny pas deszczowych chmur. Co zaczęło być również widoczne jeszcze dobitniej w warunkach rzeczywistych.
I stało się 🙂 Po 15 minutach schodzenia deszcz zaczął padać całkiem porządnie i… nie przestał aż do samego zejścia. Na szczęście było dość ciepło, więc mimo, że zmoknięci, to schodziliśmy uśmiechnięci.
Po drodze natrafiliśmy na symboliczny cmentarzyk ofiar gór, wraz z krzyżem (trochę słabo widać w tych chmurach, ale jak się przyjrzeć…)
Czasem się przejaśniało, ale na krótko. Chociaż w tych warunkach nie mieliśmy najgorzej – mijali nas dopiero wchodzący na górę ludzie, bez kurtek i przemoczeni jeszcze bardziej niż my.
Po dotarciu do Schroniska Nad Łomniczką, zobaczyliśmy tylko to. Remont pełną parą, chociaż chyba jeszcze im trochę zajmie czasu.
Chociaż dla chętnych była otwarta jeszcze mała budka z ciepłymi napojami. Nam już było trochę szkoda czasu, bo według znaków została nam już tylko godzinka do Karpacza, więc ciepły prysznic podziałał na nas motywująco i ruszyliśmy w dalszą trasę, która okazała się już niemal płaskim traktem.
I wracając już chodnikami Karpacza, po raz kolejny mijaliśmy skocznię. Idąc jednak od tej strony, dało się zauważyć do kogo należy tutejszy rekord skoczni.