2017.08.05 – ISLANDIA

Dzień 1 – 5 sierpnia 2017

No i udało mi się wrócić na Islandię po raz drugi – tym razem w lecie. Towarzyszy mi Monika, bo mam zamiar pokazać jej ten różnorodny kraj, a po części i Wam. Niestety samych zdjęć z wyjazdu jest ponad 3000, więc uda się to tylko w ułamku, ale naprawdę polecamy zobaczyć to na własne oczy.

Popołudniowy wylot z Warszawy, nie licząc płaczących dzieci przebiega spokojnie i szybko. Podchodząc do lądowania o 22:30 (jak widać w sierpniu o tej porze jeszcze nie jest bardzo ciemno) wita nas posępny widok ziemi.

Szybki telefon do wypożyczalni samochodów, gdzie byłem umówiony na wynajem auta i po krótkim czasie już jedziemy Toyotą Yaris do Vogar na nocleg. [TRASA]

I właśnie tym autkiem przejechaliśmy całą Islandię:

 

Dzień 2 – 6 sierpnia 2017

Następny dzień zaczęliśmy wcześnie rano, bo trochę km trzeba zrobić. [TRASA]

Jak widać jest trochę drogi do zrobienia, ale jazda nie jest tak męcząca jak w Polsce. Niewielki ruch, spokój przy drodze, brak TIRów powoduje, że nieraz dużo krótszy (i odległościowo i czasowo) przejazd między miejscowościami w Polsce powoduje większe zmęczenie i nerwy.

Nasze plany odnośnie zwiedzania weryfikowaliśmy na bieżąco w zależności od sytuacji. I tak najpierw trafiliśmy nad wodospady Barnafoss i Hraunafossar. Hraunafossar to jak widzicie mnóstwo mniejszych wodospadów wpadających do rzeki Hvítá. Barnafoss zaś znajduje się kilkadziesiąt metrów wyżej. Na wikipedii można przeczytać, ciekawą miejscową legendę, według której na pobliskiej farmie Hraunsás mieszkało z rodzicami dwóch chłopców. Pewnego razu rodzice poszli do kościoła, a znudzone dzieciaki po jakimś czasie zdecydowały się dołączyć do rodziców. Chciały sobie skrócić drogę przez natualny kamienny most właśnie nad Barnafoss, ale niestety zakręciło im się w głowie, spadły i utonęły. Gdy matka dowiedziała się co się stało, rzuciła klątwę na ten most. Obecnie już go nie ma – został zniszczony przez trzęsienie ziemi.

Po drodze zahaczymy o wygasły krater Grábrók, którego nie mieliśmy w planach, ale że znalazł się praktycznie przy drodze nr.1 żal było nie skorzystać z okazji.  (Chociaż z drugiej strony gdyby zatrzymywać się przy wszystkim ciekawie wyglądającym podróż musiałaby trwać pewnie conajmniej ze 2 m-ce).

Po drodze oczywiście kawa, bo mimo sierpnia, strasznych upałów tu nie ma.

Następnie pojechaliśmy do „Domku Św. Mikołaja”. Tak – w sierpniu też był czynny, chociaż może w zimie robi lepsze wrażenie. Reniferów nie spotkałem 🙂

Zaraz po tym pojechaliśmy na nocleg do Akureyri. Jest to druga zaraz za stolicą Islandii zurbanizowana miejscowość. Bedąc tam warto zajrzeć do ich ogrodu botanicznego – mnóstwo różnorodnych roślin, które o dziwo dobrze się trzymają w takim klimacie. Szybkie zakupy w „Bonusie” – sklep ze świnką – taka nasza żabka, małe piwo z lokalnego browaru, a na kolacje „Humar supa”  i można zakończyć dzień.

 

Dzień 3 – 7 sierpnia 2017

I rozpoczynamy kolejny dzień atrakcji – dziś z rana siąpi deszcz, ale to nic nowego. Sprawdza się stare islandzkie porzekadło „Nie podoba Ci się pogoda? Zaczekaj 15 minut – zaraz będzie inna”. Nasza dzisiejsza trasa wygląda następująco [TRASA]

Na pierwszy ogień idzie wodospad Godafoss – czyli wodospad bogów. Nazwa wzięła się z historycznego wydarzenia, kiedy to w roku 1000 Islandia zdecydowała się przyjąć chrześcijaństwo, a posągi bożków pogańskich zrzucono właśnie w dół tego wodospadu.

Następnie udajemy się wzdłuż jeziora Mývatn (co po islandzku oznacza jezioro komarów – na szczęście nie było ich tak wiele), i dojeżdżamy do DimmuBorgir (mroczne fortece) – czyli labirynty zastygłej lawy. Według islandzkich legend to właśnie tu spadł na Ziemię Szatan po wypędzeniu go z nieba. Inne podania mówią, że jaskinie i łuki Dimmuborgir są bramami piekła. Tak czy inaczej – robią wrażenie.

Stamtąd zmierzamy w kierunku wygasłego wulkanu Hverfjall. Również robi wrażenie, wysoki i z widocznym stożkiem wewnątrz krateru.

W dalszej drodze mijamy też Blue Lake – przy wspomnianym wyżej jeziorze (65°38’27.3″N 16°50’41.8″W). Widać po znaku, że nie zachęcają do kąpieli.

Kolejnym przystankiem w naszej podróży jest Hverir – czyli księżycowy krajobraz i bulgoczące błoto z dokładką zapachu siarki i zgniłych jaj 🙂

Następnie przeskakujemy nad jeziorko Viti znajdujące się wewnątrz krateru.

Dalej ruszamy już w kierunku noclegu w Neskaupstaður na fjordach wschodnich ze świetnymi widokami.

 

Dzień 4 – 8 sierpnia 2017

Kolejny dzień wyglądał następująco [TRASA]

Ruszyliśmy nieco później, ale czas na kawkę się znalazł.

Ale zauważyłem, że nie wszyscy w naszym związku potrzebowali kawy.

Po jakimś czasie docieramy do Jökulsárlón – czyli jeziora lodowcowego. To właśnie tutaj oświadczyłem się Monice 🙂

Następnym przystankiem jest czarna plaża – Reynisfjara, wraz z bazaltową jaskinią.

Teraz jeszcze wjeżdżamy zobaczyć wodospad Skógafoss, po drodze do naszego noclegu w Helli i dzień się kończy.

 

 

Dzień 5 – 9 sierpnia 2017

No i nasz przedostatni dzień na pięknej Islandii upłynął tak [TRASA]

Na pierwszą atrakcję bierzemy wodospad Gullfos – złoty wodospad, gdzie przechodząc przez jego bryzę bylismy cali mokrzy.

Potem przejechaliśmy zobaczyć Strokkur, czyli sławny gejzer wybuchający co 5-10 minut.

Kolejnym miejscem do zwiedzenia był park Þingvellir, gdzie mogliśmy zaobserwować dwie płyty tektoniczne

By następnie udać się już do Reykjaviku. Po zameldowaniu w hotelu udaliśmy się, aby „liznąć” nieco kultury i odwiedziliśmy Muzeum Fallologiczne, gdzie znajduje się niemal 300 eksponatów penisów różnych ssaków.

Następnie podeszliśmy pod zabytkowy drewniany domek Höfði, który stał się sławny dzięki spotkaniu prezydentów USA i ZSRR, które odbyło się w Reykjavíku w 1986. Było ono kolejnym krokiem do zakończenia zimnej wojny. Na pamiątkę tego wydarzenia we wnętrzu Höfði ustawiono flagi obu supermocarstw.

Następnie deptakiem przeszliśmy przed operę – wyglądem przypominająca bazaltowe skały

Jeszcze kawałek dalej pod pomnik anonimowego biurokraty – zapewne mógłby powstać nie tylko na Islandii 🙂

Później oczywiście wizyta w sławnym kościele Hallgrímskirkja.

 

Dzień 6 – 10 sierpnia 2017

I niestety nasz wyjazd dobiegł końca. [TRASA]

Jeszcze szybki spacer z rana deptakiem.

Później przejechaliśmy wejść na Perlan, skąd roztacza się piękna panorama na Reykjavik.

Po wyjeździe ze stolicy, skierowaliśmy się do Gunnuhver, gdzie jak widzicie – ziemia jest tak gorąca, że spokojnie można chodzić bez butów 🙂

I na zakończenie naszego wyjazdu – już przed oddaniem samochodu, jako ostatnią atrakcję zwiedziliśmy most pomiędzy kontynentami – symboliczny most łączący dwie płyty tektoniczne: północnoamerykańską i eurazjatycką, gdzie kilkoma krokami możemy przejść z jednogo kontynentu na drugi.

Oczywiście jak wspomniałem na początku, wielu atrakcji nie udało się zobaczyć, czy to ze wględu na czas, czy ze względów finansowych, czy też jeszcze jakichś niespodziewanych okoliczności.

Nie zobaczyliśmy wodospadu Dettifoss (nie wystarczyłoby paliwa, a i tak dojechaliśmy do następnej stacji na oparach – w Polsce raczej nie widuje się znaków, że następna stacja paliw za 230km).

Nie pluskaliśmy się w Blue Lagoon – nie wystarczyłoby czasu, żeby pół dnia tam spędzić, a zdecydowanie cena nie zachęca do krótszego pobytu.

Nie podeszliśmy też pod bazaltowy wodospad Svartifoss, mimo że byliśmy już na parkingu obok niego – tu również zabrakło czasu, żeby dojść do niego i wrócić w rozsądnym czasie.

Ale zobaczyliśmy jeszcze kilka miejsc, których tu nie opisałem (i tak dość rozległy wpis się zrobił). Dlatego tym bardziej polecamy wybrać się i zwiedzić tą piękną krainę.

Widzimy też „Skałę Batmana” (nazwa robocza 🙂 )

I tak oto objechaliśmy Islandię

Możesz również polubić…