2022.10.30 – KOPALNIA URANU
„Byłem w kopalni URANU. Wejdź teraz i zobacz czy przeżyłem!!!”
Tak mógłby brzmieć click-baitowy tytuł na jednym z portali informacyjnych 🙂 Niestety, rzeczywistość jest dużo bardziej prozaiczna, bo kopalnia jest już nieczynna, a powód prosty – uran się skończył. Została tylko podziemna trasa turystyczna. Co nie znaczy, że nie można uranu w kopalni zobaczyć. Ale po kolei…
Kopalnia znajduje się w Kletnie – całkiem niedaleko zejścia ze szlaku na Śnieżnik, więc naturalnie był to mój następny przystanek.
Dokładnie kopalnia znajduje się tutaj – spory kawałek od Kłodzka:
Bilet na dzień dzisiejszy kosztuje 40zł i w sezonie pewnie dobrze go kupić przez stronę internetową. W sumie warto na nią zajrzeć, tak czy inaczej: https://www.kletno.pl/
Kopalnia Uranu w Kletnie to działająca w latach 1948-1953 kopalnia zlokalizowana na Dolnym Śląsku, na północnym stoku góry Żmijowiec w Masywie Śnieżnika. Wykorzystywała między innymi dawne średniowieczne sztolnie, przez które w przeszłości prowadzone było wydobycie srebra, żelaza i miedzi.
W kopalni było 20 sztolni, 3 szyby, a jej łączna długość wynosiła – biorąc pod uwagę również wszystkie wyrobiska górnicze – ponad 37 kilometrów.
Przez lata działalności wydobyto w niej 20 ton metalicznego uranu.
Obecnie poziom promieniowania pod ziemią nie jest groźny dla zdrowia, chociaż z opowieści przewodnika (serdecznie polecam Pana Janusza) wynika, że nie zawsze tak było.
Przy wydobyciu pracowali głównie polscy robotnicy przymusowi, więźniowie z obozu pracy i żołnierze z poboru. Cały urobek z polskiej kopalni uranu był wywożony konwojami, pod silną eskortą wojska do ZSRR. Nie trudno się domyślić, że dla nadzoru technicznego (sprawowanego przez kadrę ze Związku Radzieckiego) BHP funkcjonowało jedynie jako skrót od „Bezpieczeństwo Hamuje Pracę” i wielu ludzi nie dożywało nawet wczesnej starości.
Dzisiaj, czasy te wspominają właśnie przewodnicy wycieczek, którzy prowadzą nas chodnikiem, długości mniej więcej 200 metrów. Sztolnia nr 18, którą udostępniono turystom, stanowi najwyżej położony fragment dawnej kopalni. Tak wygląda właśnie wejście do niej:
A tu mamy wspomniany rzut przez wyrobiska – widać ile tego było.
Okazuje się, że dość często w odwiedziny do kopalni „wpadają” także nietoperze. Podobno we włosy się nie wkręcają, ani nie mają wampirzych zapędów, ale jednak kask na głowę założyć kazali 🙂
Tutaj zaś widzimy piękną kolekcję szkła uranowego. Brzmi groźnie, ale to zupełnie bezpieczny produkt. W XIX wieku bardzo popularne stały się szkła barwione tlenkiem uranu. Charakteryzowały się jasnozielonym zabarwieniem (jeszcze lepiej widocznym w świetle ultrafioletowym – stąd wokół niebieska poświata. Włączono lampy UV). Wygląda to niesamowicie. Ciekawe co Monika powiedziałaby na taką zastawę 🙂 Niestety po Hiroszimie i w związku ze skojarzeniami z bronią atomową oraz szkodliwym promieniowaniem moda na zielone szkło skończyła się.
Tutaj mamy też kawałek uranu – przewodnik przystawił licznik Geigera, żeby udowodnić, że to nie tylko kolejny zwykły „kamulec”.
Kopalnia, to także skarbnica sporej ilości minerałów. Warto tu zajrzeć, nie tylko po to, żeby uczyć się historii ale również nacieszyć oko bajecznie kolorowymi minerałami: białymi kwarcami, filetowymi ametystami i zielonymi malachitami. Są tu też fluoryty, które pod wpływem uranu zmieniają kolor z różowego na prawie czarny.
I po 45 minutach zwiedzania, czas wyjść na powierzchnię.